Łopuszna
Rogoźnik
Kraków
Ks. prof. Józef Tischner urodził się w 1931 r. w Starym Sączu. Rodzice jego byli nauczycielami.
Gdy ojciec został dyrektorem szkoły w Łopusznej przenieśli się z Tylmanowej do Łopusznej.
"Szkoła, gdzie mieszkaliśmy, leżała niedaleko Dunajca, gdzie często kąpałem się oraz łapałem ryby" - wspominał ks. Tischner.
"Najlepszym moim był Jasiek Bryjewski... Często przychodził do mnie i bawiliśmy się razem w wojsko i inne tego rodzaju zabawy. W szóstym roku życia otrzymałem narty, na których jeździłem często z chłopakami ze wsi na Małą i Wielką Górę".
Mały Józio bardzo lubił jeździć w odwiedziny do swych dziadków i wujków.
"Do wielkiej przyjemności należała jazda do Jurgowa. ... Jazda odbywała się zawsze końmi, czasem tyko na rowerze". Przesiadywał w sklepie u wujka, bawiąc się w sprzedawanie. Chętnie bawił się też w ogrodzie, gdzie robił z gontów budy i szałasy.
"Dziadek zawsze majstrował mi różne zabawki, a babka dawała bardzo dobre jedzenie, do którego należał placek z mąki i ziemniaków pieczony na blachach, którego zwano moskolem".
Gdy miał sześć lat zaczął chodzić do szkoły, a właściwie przebiegał z jednej strony domu na drugą, ponieważ Tischnerowie mieszkali w szkole. Tak opisuje wrażenia z pobytu w szkole:
"Gdy miałem lat osiem spotkała mnie wielka radość, bo oto urządzało się przedstawienie "O krasnoludkach i sierotce Marysi". Ja byłem jednym krasnoludkiem, zwanym Dobromilem".
Gdy Józio miał osiem lat, wybuchła wojna. Rodzina Tischnerów na rozkaz Niemców musiała opuścić Łopuszną. Przez jakiś czas mieszkali w Rabie Wyżnej, a potem sprowadzili się do Rogoźnika.
W Rogoźniku, podobnie jak w Łopusznej, również zamieszkali w szkole. Dawna szkoła, w której mieszkał Józio z bratem i rodzicami, mieściła się w miejscu dzisiejszej szkoły. Budynek szkolny był murowany; po jednej jego stronie była długa, jasna klasa do nauki, po drugiej mieszkanie, składające się z dwóch pokoi oraz kuchni i spiżarni. Na dachu budynku była sygnaturka, która "zwoływała" dzieci na lekcje. Ojciec został kierownikiem szkoły i prowadził mleczarnię.
"Nauka w szkole wyglądała tak samo jak w Łopusznej: rachunki, rysunki, śpiew, religia (z przerwami - gdy władze nie pozwalały księdzu z Ludźmierza dojeżdżać na katechizację)... Była przecież wojna. Józio Tischner siedział w jednej ławce z Kazkiem Tylką "Kułachem". Uczył się dobrze, więc ojciec pozwalał mu czasami prowadzić lekcje, gdy go wezwali w jakiejś sprawie. Uczył, ale posłuchu nie miał u innych dzieci. Na przerwach dzieci bawiły się na niewielkim boisku w ciuciubabkę, w rybaka. Zabawa w rybaka polegała na tym, że dzieci łapały się za ręce, tworząc jakby sieć, w którą trzeba było schwytać pozostałe uciekające dzieci-ryby. Po szkole Józio wraz z kolegami biegał nad rzekę łapać ryby, albo robić zawody, kto wyżej wejdzie na drzewo i skoczy. Potok w Rogoźniku miał wtedy nawet trzy i pół metra głębokości. Inną "znakomitą zabawą było obrzucanie się torfowym błotem. Zabawa znakomita, ale i też "niebezpieczna". Ciekawe, ile razy mały Józio został okrzyczany, a może i nawet ukarany przez ojca za tę "brudną zabawę"? Dla bezpieczeństwa, dzieci przychodziły do szkoły i wracały z niej parami. Chodziło się boso, dopóki nie nastały mrozy. Ojciec Józia - kierownik szkoły, codziennie sprawdzał nogi uczniów przed wejściem do szkoły. Jeśli były brudne, trzeba było iść nad potok i umyć je.
Podobnie do kościoła; latem również tam chodziło się na boso. Parafia Józia była w Ludźmierzu, ponieważ w Rogoźniku jeszcze nie było kościoła. Przed wejściem do kościoła szło się nad strumień, myło się nogi i dopiero wtedy można było ubrać buty. Dzieci nie chodziły zbyt często do kościoła, bo nie było w czym. Buty trzeba było oszczędzać. Zimą kościół był nieogrzewany; na posadzce leżał szron. Nabożeństwa w kościele trwały o wiele dłużej niż dzisiaj. Były dwie msze: ranna i suma. W wielkim poście, jak szło się na sumę, to wychodziło się o dziesiątej, a wracało wieczorem. Kazanie na mszy trwało 40 minut; potem odprawiano Drogę Krzyżową, a po przerwie Gorzkie żale, wszystkie trzy części. Niekiedy dochodziła jeszcze do tego adoracja Najświętszego Sakramentu. Trzynastoletni Józio wraz z bratem zapamiętali pewne wydarzenie podczas drogi do kościoła. Było to w sierpniu 1944 roku, kiedy w Warszawie trwało Powstanie Warszawskie. Zobaczyli na niebie wiele samolotów, które zrzucały kawałki folii, by zmylić Niemców.
Po opuszczeniu Rogoźnika przez Niemców, do wsi przybyli Rosjanie. Rodzina Tischnerów musiała więc wyprowadzić się ze szkoły. Gościnę znaleźli u rodziny Kwaków "od Pabiana". Mieszkali u nich 2 tygodnie. Potem znowu mogli wrócić do swojego mieszkania w szkole. Jednakże, kiedy znowu budynek szkoły był potrzebny rosyjskim żołnierzom; ponownie rodzina Tischnerów musiała szukać sobie innego mieszkania. Stanisław Kwak "Wilkus" przyjął ich pod swój dach, pomimo że w domu mieszkało ich dziesięcioro. Jozio Tischner wraz z bratem i rodzicami zajmowali jeden pokój. Lecz nie na długo. W domu Stanisława Kwaka "Wilkusa" "zamieszkał" rosyjski pułkownik, więc wszyscy musieli mieszkać w jednej izbie. Żyli tak wspólnie około 2 miesięcy. Józio wraz z synem Stanisława, także Józkiem, "manibrowali" i utrzymać ich w domu nie było siły.
Po odejściu Rosjan mogli wrócić do zdewastowanej, ograbionej szkoły i pełnego nieporządku swojego mieszkania. Latem 1945 roku Tischnerowie wrócili do Łopusznej. Przyszły ksiądz profesor chodził już do gimnazjum w Nowym Targu.
Po ukończeniu gimnazjum i liceum w Nowym Targu bez trudu młody Józef Tischner dostał się na studia na Wydział prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Studiował prawo tylko przez rok. Dlaczego? Już przed ukończeniem szkoły średniej postanowił zostać księdzem, lecz ojciec się nie zgodził. Postawił synowi warunek, że jeśli wytrzyma w postanowieniu, to "droga wolna".
"Odezwał się we mnie głos powołania, który powiedział : TAK! Nie musisz, ale jeśli chcesz, to możesz... Człowiek myśli, myśli i nagle dochodzi do takiego momentu, kiedy uświadamia sobie, że "gdyby chciał, to by mógł". A gdyby mógł, to czemu nie?" Józef Tischner zmienił więc kierunek studiów; studiował filozofię i teologię, a jednocześnie przygotowywał się do bycia kapłanem. Został nim po pięciu latach nauki i przygotowań, w czerwcu 1955 roku.
Józef Tischner jako ksiądz został skierowany do pracy duszpasterskiej w małej parafii niedaleko Oświęcimia. Jednocześnie chciał się dalej uczyć, więc prosił o zgodę na dalsze studia filozoficzne. Wspomina:
"Straszliwie mnie ciągnęło, żeby się dalej uczyć, żeby robić tę filozofię". Otrzymuje zgodę. 2 lata studiuje na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, poświęcając się ochoczo zajęciom, wykładom; dużo czyta, chodzi na wystawy, do teatru... Po 2 latach wraca do pracy na parafii. Zostaje wikariuszem w Chrzanowie, jednocześnie kontynuuje dalsze studia filozoficzne.
"Kiedyś strasznie się złościłem, że muszę równocześnie robić filozofię i duszpasterzować, ponieważ nie miałem czasu na filozofię a czasem na duszpasterstwo. Teraz widzę, że to była jedna z moich wartości... A tak musiałem konfrontować się z człowiekiem umierającym, zdradzonym, z dzieckiem, które miało kłopoty z rodzicami".
Po otrzymaniu tytułu magistra z filozofii (1959 r.) przeniesiony zostaje do Krakowa, na kolejną parafię. Jednocześnie nie zapomina o nauce. Po obronie doktoratu w 1963 r. prowadzi wykłady z filozofii w Seminarium Duchownym w Krakowie. Głosi mądre kazania. Organizuje msze św. dla przedszkolaków w kościele św. Marka w Krakowie, jednocześnie jest duszpasterzem ludzi nauki. Współpracuje z wieloma środowiskami: artystami. lekarzami, naukowcami. Słynie jako mądry ksiądz, z którym każdy może porozmawiać; nie odtrącający nikogo z ludzi. Niezwykle pogodny z dużym poczuciem humoru; umie słuchać ludzi i stara się rozumieć troski każdego człowieka; dobrze ludziom radzić. Prowadzi wykłady na kilku wyższych uczelniach w Krakowie: na Uniwersytecie Jagiellońskim, na Papieskiej Akademii Teologicznej, w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, a także na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie.
Ważnymi cechami dla niego były mądrość, wolność i odpowiedzialność. Pragnął, aby ludzie kierowali się w życiu mądrością i odpowiedzialnością. Zachęcał do myślenia i wolnych wyborów. Podkreślał szacunek dla każdego człowieka, mówił o godności każdego człowieka. Dlatego tak mocno związał się z
"Solidarnością" masowym ruchem na rzecz uwolnienia Polski od fałszywych ideologii, zakłamania i pozornej wolności.
"Solidarność - to znaczy jeden i drugi, razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu, czy jedni przeciw drugim".
Współtworzył Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu, który był związany z osobą papieża Jana Pawła II. Instytut zajmował się kwestiami wprost odnoszącymi się do człowieka, jego wolności, godności, moralności... tymi sprawami, na czym księdzu najbardziej zależało.
Jako filozof, wykładowca i autor wielu książek otrzymał tytuł profesora, (najwyższy tytuł naukowy), za swoje zasługi uhonorowany został
"Orderem Orła Białego".
Ks. Józef Tischner zmarł 28 czerwca 2000 roku po ciężkiej i długiej chorobie. 2 lipca odbył się pogrzeb księdza profesora w Łopusznej, na którym zgromadziło się kilka tysięcy ludzi, oddając hołd i składając wyrazy miłości.
"Na końcu naszego rozumienia świata, rozumienia dramatów ludzkich, a także własnego, patrzysz na samego siebie, widzisz, coś przeżył, coś przecierpiał... i nagle... oświeca cię ta świadomość, że "dobre było"... Powtarzasz słowa Boga, mówisz "dobre było".